21-letni polski zołnierz zginął podczas zamieszek na granicy okolicy miejscowości Dubicze Cerkiewne. Został ugodzony nożem w okolicę klatki piersiowej przez uchodców próbujących przedrzeć się przez zaporę ustawioną na granicy.
Pomimo błyskawicznie udzielonej pomocy i wysiłków lekarzy, jego życia nie udało się uratować.
- przekazało Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych.
Dowództwo dodało, że bliskim zmarłego żołnierza zapewniono wsparcie i opiekę psychologiczną, a "dodatkowa pomoc, zarówno psychologiczna jak i organizacyjna, będzie kontynuowana w zależności od woli rodziny".
W związku z tragiczną śmiercią żołnierza, polski MSZ wezwał w czwartek chargé d'affaires Białorusi do siedziby ministerstwa. Dyplomacie wręczona została nota protestacyjna, w której minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski domaga się ustalenia przez władze Białorusi tożsamości i wydania mordercy stronie polskiej.
Tymczasem Żandarmeria Wojskowa zatrzymała trzech żołnierzy, pełniących służbę na granicy polsko-białoruskiej, którzy mieli - zdaniem wojskowych śledczych - w nieuzasadniony sposób użyć broni palnej przeciw migrantom. Do zdarzenia doszło na przełomie marca i kwietnia.
Feralnego dnia ok. 30 osób miało nielegalnie przekroczyć granicę. Aby ich powstrzymać polscy żołnierze zaczęli strzelać w powietrze. Mimo to uchodźcy nadal napierali naprzód. W końcu żołnierze w ramach obrony własnej zaczęli strzelać przed nimi w ziemię. Łącznie wystrzelono 43 kule, które rykoszetem trafiły w płot. Migranci się wycofali.
Zaraz po tym incydencie Straż Graniczna zawiadomiła Żandarmerię Wojskową, która zatrzymała żołnierzy.
Zdarzenie to, a zwłaszcza reakcja Żandarmerii Wojskowej wzbudziła ogromne wzburzenie wśród byłych i obecnych wojskowych, a także gorące komentarze w mediach.
Przecież ci żołnierze nie pojechali tam z prywatną bronią. Na granicę wysłało ich polskie państwo, a wojsko wydało im broń. Dostali zadanie, by strzec naszej granicy. Wykonali je, a teraz państwo traktuje ich jak bandytów. Za to powinny polecieć głowy dowódców. Gdzie oni byli, jak żandarmeria wyprowadzała ich podwładnych w kajdanach.
komentuje gen. Waldemar aSkrzypczak, były dowódca wojsk lądowych.